⛱️ Nie Jesteś Sobą Kiedy Jesteś Głodny

12K views, 113 likes, 26 loves, 20 comments, 92 shares, Facebook Watch Videos from Klub Posiadaczy Kałduna Taktycznego / Tactical Belly Owners Club: Nie jesteś sobą, kiedy jesteś głodny #SalamAlejkum Uczucie głodu, to spory dyskomfort, jest więc wiele prawdy w sloganie reklamowym. Odczuwanie głodu spowodowane jest przede wszystkim obniżeniem poziomu zawartości glukozy we krwi poniżej wartości, które są bezpieczne z punktu widzenia funkcjonowania mózgu. Jak już wspomniałem, praktycznie wszystkie narządy naszych organizmów potrafią czerpać energię z innych, niż glukoza, substancji. Mózg jednak jest tu wyjątkiem i nie potrafi całkowicie przestawić się na spalanie tychże innych substancji (ciał ketonowych). Przypomnę, że szacuje się, że około 30% energii nasze mózgi muszą czerpać ze spalania glukozy. A skoro tak, to dziwić nie może, że ewolucja wyposażyła nas właśnie w uczucie głodu. Głód ma jedną podstawowa funkcję – zmusza osobnika do przestawienia bieżącego działania na poszukiwanie żywności. Nasi przodkowie więc, nękani głodem, odkładali obłupywanie krzemieni, „uciążliwą” pracę nad reprodukcją, zabawę, czy też błogie nic nierobienie i wysiłki swe kierowali ku zdobyciu pożywienia. Wtedy albo przystępowali do kamiennego stołu (raczej posadzki) z uprzednio upolowanym mamutem, albo ganiali z oszczepami za rybkami, bywało też, że siadali zadowoleni pod jakimś drzewem rodzącym te, czy inne orzechy i czekali, aż im coś z nieba spadnie, a czasem pod innym drzewkiem objadali się podfermentowanymi jabłkami lub śliwkami. Z oczywistych względów wymieniłem tu tylko kilka z kilkuset możliwości, ale jedno jest pewne, wśród tychże możliwości nie było Snickersa. I całe szczęście. Całe szczęście dla naszych przodków. Oczywiście, najszybszym sposobem na dostarczenie mózgowi glukozy, jest, poza kroplówką, zjedzenie czegoś, co ma w sobie spory ładunek węglowodanów. Stąd wersja ze śliwkami i jabłkami była dla przodków w sytuacji skrajnego głodu dość atrakcyjna. Jest tak dlatego, że węglowodany, zwłaszcza te prostsze, bardzo łatwo transformowane są do glukozy i dość szybko podnoszą jej poziom we krwi. OK, więc podfermentowane śliwki, albo jeszcze lepiej winogrona, były i milion lat temu niezłą metodą na głoda. Po ich zjedzeniu poziom glukozy rósł sobie we krwi dość niezwłocznie, szybko osiągając wartości dla mózgu wystarczające, a nawet je przekraczające. Gdy przypadkiem ilość winogron była duża (lub gdy stopień ich sfermentowania, a więc przetworzenia cukrów w alkohol, był niski) i gdy wskutek tego poziom glukozy rósł do wartości zbyt dużych, zagrażających prawidłowemu funkcjonowaniu organizmu, wtedy do akcji wkraczała trzustka. Trzustka w takich sytuacjach reaguje natychmiast, „wstrzykując” do krwioobiegu stosowną ilość insuliny, która to z kolei niejako wciska glukozę do niektórych komórek naszych organizmów (do większości, gdy idzie o masę), obniżając w ten sposób poziom glukozy we krwi do właściwego. U zdrowego i normalnie (a więc tak, jak przez miliony lat przed rewolucją neolityczna) odżywiającego się człowieka mechanizm ten działa wyśmienicie. I dobrze, bo inaczej nigdy be mnie nie było na świcie. Ani Ciebie. Trzeba tu koniecznie wspomnieć, że taki głodny przodek wcale nie musiał szukać śliwek ani innych ówczesnych „słodkości”. Równie dobrze (i to czynił najczęściej), mógł zjeść kawałek tego mamuta, tę rybkę, orzecha, migdała, jajo flaminga, albo coś wegetariańskiego, czyli jakieś jadalne zielsko. A to dlatego, że, o ile w tychże pokarmach cukrów na ogół nie ma wcale (poza niestrawną celulozą i niewielką ilością prostszych cukrów w zielsku), to nie stanowiło to dla niego problemu, bo miał już, szczęściarz, wątrobę. A wątroba, to genialny wynalazek ewolucji, który może prawie wszystko. Może też, z dostarczonych z trawienia tłuszczów i białek, wyprodukować glukozę, i to w takiej ilości, jaka jest mózgowi koniecznie niezbędna do funkcjonowania (i jaka powoduje, że uczucie głodu zanika). Dzieje się to nieco wolniej, niż w przypadku zaspakajania głodu owocami, ale nie tak wolno, by było nieskuteczne. I zdaje się, że była to wersja przez wiele pradawnych ludów preferowana. Dobrze, wiemy już, jak to przez miliony lat bywało z tym głodem. Bardzo ważna jest tu jedna uwaga. Otóż, o ile pożywieniem przodka nie był bardzo słodki (zawierający w miąższu bardzo dużo cukrów) i niesfermentowany owoc, to poziom, do którego rosło po posiłku stężenie glukozy we krwi, nie był jakiś szaleńczo wysoki, a odpowiedź trzustki potrafiła ów poziom skutecznie normować. Ważne jest również to, że nasz przodek nie mógł w sytuacji głodu zjeść makaronu, ryżu, chleba ze sklepu, cukru białego kryształ, karmelowca ani Snickersa. A my, niestety, możemy. Dlaczego niestety? A, to już w następnym wpisie. A tak na marginesie – co niektórych może zdziwić, że tak uparcie podkreślałem tu, ze owoce, po jakie sięgał nasz zacny przodek, były sfermentowane. Cóż, ostatnie badania dowodzą, że jednak często były. Okazuje się, że zapach alkoholu był tym, co pozwalał przodkowi na wstępne rozróżnienie owocu jadalnego od trującego. To oczywiście nie kwestia intelektu przodka, a raczej inteligencji ewolucji, rzecz jasna. Ale faktem jest, że przodek obwąchiwał każdy niemal owoc i jeśli wyczuwał zapach alkoholu, wtedy „uznawał” że owoc był lub jest nadal zamieszkiwany przez drożdże, a skoro one żyją, to znaczy… że my tez możemy?  No, choć zabrzmiało to jakoś znajomo i filmowo, to właśnie o to chodziło. Sfermentowany owoc nie mógł zawierać substancji toksycznych (bo nie przeżyłyby drożdże), a na dodatek był w jakimś stopniu zdezynfekowany alkoholem. I okazuje się, że ludzie bardziej, niż jakiekolwiek inne zwierzęta, wykorzystywali ten mechanizm (ja tam się trochę nie dziwię ). I stąd też u ludzi wyjątkowe możliwości wątroby (ach, ta wątroba nasza kochana) w zakresie wytwarzania enzymu odpowiedzialnego za metabolizowanie alkoholu etylowego (dehydrogenazy alkoholowej). Do poczytania wkrótce. Ja_K.
Nie jesteś sobą kiedy jesteś głodny. Powiedzenie „jestem tak głodny, że zjadłbym konia z kopytami” sprawdza się najwidoczniej także w wersji żabiej
„jedz, gdy jesteś głodny i przestań, gdy będziesz zadowolony.”Jeśli chodzi o porady dotyczące odchudzania, jest to jedna z najprostszych wskazówek. Ale po przez Może być zaskakująco trudne i dlatego nie jest to coś, co zalecamy jako taktyka, aby pomóc zarządzać ile jesz. „część Twojego apetytu pochodzi z głodu fizycznego, w którym twoje ciało faktycznie chce energii”, mówi dr Stephan Guyenet, autor głodnego mózgu. „Ale niektórzy mogą pochodzić z myślenia, że brownie wygląda naprawdę niesamowicie.”Oczywiście jedzenie, gdy jesteś głodny, daje organizmowi paliwo do przetrwania dnia. Jest to, że inny rodzaj jedzenia praktycznie gwarantuje, że weźmiesz dodatkowe kalorie, których w rzeczywistości nie potrzebujesz. więc jak można odróżnić? Na szczęście jest to łatwiejsze niż mogłoby się wydawać. Oto, co musisz wiedzieć o swoim apetycie i jak rozszyfrować mylące sygnały, które czasami może wysyłać. dlaczego jemy, gdy nie jesteśmy głodni? odpowiedź sprowadza się do — zgadłeś — biologii. Aby zabezpieczyć się przed głodem, ludzie ewoluowali, aby pragnąć skoncentrowanych źródeł tłuszczu, cukru, białka i skrobi. Jedzenie tego nie tylko wypełnia nasze brzuchy. Te pokarmy również wyzwalają mózg do uwalniania dobrego samopoczucia hormonu dopaminy, więc sprawiają, że jesteśmy szczęśliwi. „Bez względu na to, czy jesteś pełny i masz już wystarczającą ilość tkanki tłuszczowej, nadal znajdziesz te pokarmy atrakcyjne”, wyjaśnia Guyenet. intelektualnie wiesz, że jedzenie, gdy nie jesteś głodny, może udaremnić utratę wagi. Ale to, czy jesteś w stanie przekazać te kuszące pokarmy, często zależy od wielu czynników. Po pierwsze, twój stan emocjonalny: ponieważ smaczne potrawy zwiększają nastrój, ich spożywanie może chwilowo złagodzić uczucie smutku lub stresu, mówi Susan Albers, PsyD, autorka Eat. P.: Odblokuj odchudzającą moc inteligencji emocjonalnej. Mogą również rozpraszać cię, gdy się nudzisz. RELATED: jak jedzenie sprawia, że czujesz się Pełny to nie wszystko. Często jesteśmy zmuszeni jeść z przyzwyczajenia. Jeśli masz tendencję do przekąski podczas oglądania telewizji lub filmów, można chwycić popcorn nawet nie myśląc o tym. A innym razem, kuszące rzeczy są po prostu tam. „Wygoda jest bardzo, bardzo potężna”, mówi Guyenet. „Tak naprawdę nie musisz być głodny, aby chwycić garść chipsów, gdy przechodzisz obok nich.” poznaj prawdziwy głód jest strasznie wiele rzeczy, które mogą skłonić cię do wkładania jedzenia do ust. Więc jak można dowiedzieć się, czy ten kawałek pizzy wygląda tak dobrze, ponieważ zbiornik jest mało paliwa — lub z zupełnie innego powodu? najpierw dostrój się do swojego ciała. Fizycznemu głodowi towarzyszą fizyczne doznania, które trudno przegapić. Twój żołądek może czuć się pusty lub zacząć dudnić, podczas gdy twoja energia może być trochę niska. A im dłużej minęło od ostatniego posiłku, tym silniejsze będą te sygnały, mówi Albers. RELATED: 5 Sposobów na emocjonalne jedzenie zwróć uwagę, jakie jedzenie wzbudza Twoje zainteresowanie. Kiedy jesteś głodny, nawet proste, zdrowe jedzenie, takie jak jabłko lub niesolone, surowe migdały, zabrzmi atrakcyjnie. Ale jeśli jesteś tylko w nastroju na coś konkretnego — jak chipsy ziemniaczane z grilla lub brownie z masłem orzechowym — twoje pragnienie jedzenia pochodzi prawdopodobnie z innego miejsca, wyjaśnia Albers. przygotuj się na sukces umiejętność rozpoznawania, kiedy jesteś naprawdę głodny, może pomóc ci uniknąć jedzenia z innych powodów. Ale wprowadzenie kilku prostych zmian może pomóc zapobiec większej liczbie tych mylących sytuacji. „Jeśli zmodyfikujesz swoje środowisko, aby nie przedstawiało łatwych, kuszących wskazówek żywieniowych, nie będziesz musiał tak bardzo walczyć ze swoimi impulsami”, mówi Guyenet. jednym ze sposobów na to jest utrudnianie dostępu do kuszących potraw. Na przykład, chowając przekąski z tyłu spiżarni, zamiast trzymać je na blacie, gdzie są łatwe do chwycenia bez myślenia. Albo w ogóle ich nie mieć. „Jeśli twój mózg wie, że musisz iść do sklepu spożywczego po lody, łatwiej jest się oprzeć, a możesz nawet nie mieć ochoty na to”, mówi Guyenet. Bądź na bieżąco ze swoim stanem emocjonalnym. Dla wielu uczucie zdenerwowania lub przytłoczenia może wywołać szał karmienia, mówi Albers. Podejmij więc kroki, aby utrzymać poziom stresu w ryzach – jak ćwiczenia, medytacja, a nawet Dziennikarstwo. I zdobądź swoje Z. łatwiej jest się frazzled, gdy jesteś wyczerpany (co wtedy często prowadzi do przesady). Jednak wyniki pokazują, że uzyskanie wystarczającej ilości snu może działać jako bufor przed jedzeniem stres. więc następnym razem, gdy pomyślisz, że jesteś głodny, sprawdź jelito. Zadaj sobie pytanie: czy odczuwam fizyczne odczucia, takie jak dudnienie brzucha i niska energia? co mam włożyć do ust? Czy nadal bym to robił, gdyby to było jabłko? jaki jest wysiłek potrzebny do stłumienia głodu? jak się czujesz?
Tłumaczenia w kontekście hasła "Nie jesteś sobą" z polskiego na niemiecki od Reverso Context: Mója ukochana, nie jesteś sobą. Tłumaczenie Context Korektor Synonimy Koniugacja Koniugacja Documents Słownik Collaborative Dictionary Gramatyka Expressio Reverso Corporate
Często zastanawiamy się, dlaczego niektórzy ludzie, bez żadnego wysiłku, stosowania diet, utrzymują prawidłową wagę. Dowiedz się, czym różnią się osoby ze skłonnością do nadwagi od tych, naturalnie szczupłych. Najczęściej sądzimy, że jest to spowodowane różnicami w metabolizmie oraz uwarunkowaniami genetycznymi. Oczywiście ma to pewne znaczenie, ale mniejsze niż nam się wydaje. Kluczową różnicą jest podejście do jedzenia oraz odczuwania głodu, sytości, pragnienia. Osoby naturalnie szczupłe jedzą „instynktownie’ - zaczynają jeść, gdy są głodne i kończą jedzenie, gdy są nasycone. Nie potrafią zrozumieć kogoś, kto je dokładkę, mimo pełnego żołądka. Mały głód... Osoby z nadwagą bardzo często mają zaburzone odczuwanie głodu – nie są głodne rano choć teoretycznie powinny być, gdyż ich żołądek jest pusty. Mogą zjeść pierwszy posiłek o jedząc nie potrafią określić kiedy są nasyceni i należy przestać. Kończą posiłek albo wtedy, gdy talerz jest pusty, albo gdy czują bolesne przepełnienie żołądka. Często mylą pragnienie z głodem – sięgają po jedzenie wtedy, gdy chce im się pić, mimo że wystarczyłaby szklanka wody. Nie jest do końca wyjaśnione, dlaczego tak się dzieje. Pewną rolę odgrywa środowisko w jakim żyjemy, wychowanie. U dzieci obserwujemy, że mechanizmy regulujące pobieranie pokarmów działają sprawnie. W momencie zaspokojenia głodu ciężko „wcisnąć” trzylatkowi kolejny kawałek mięsa. My, mimo to, próbujemy nakłonić go, aby zjadł do końca. To my, dorośli powodujemy, że ten sprawnie działający układ (jestem głodny – jem, jestem nasycony – nie jem) zostaje rozregulowany. Z nami postępowano tak samo. Wiem, co jem Drugą przyczyną jest wszechobecna żywność wysokoprzetworzona, naszpikowana sztucznymi dodatkami smakowymi, stabilizatorami, polepszaczami itd. Organizm dostaje wysokokaloryczny, szybko przyswajalny posiłek, ale nie idzie za tym odpowiednia ilość substancji odżywczych, witamin, minerałów. Następuje dezorientacja – zatem trzeba zjeść jeszcze więcej, aby pokryć zapotrzebowanie potrzebne do prawidłowego funkcjonowania. Jedząc żywność o małych wartościach odżywczych (np. fast food, słodycze) mózg dostaje powtarzające się sygnały, że porcja musi być duża, aby dostarczyć wszystkiego co trzeba. O pokarmach, gdzie przy dużej ilości kalorii, mamy mało witamin, minerałów i innych ważnych składników mówimy, że mają małą gęstość odżywczą. Odwrotnie, te w których jest ich dużo, przy stosunkowo małej ilości kalorii, charakteryzuje wysoka gęstość odżywcza. Powinniśmy wybierać oczywiście te drugie – przykładami mogą być warzywa, chude mięso, nabiał, jajka, ryby, nasiona, pełnoziarniste produkty zbożowe. Przykładowo – aby dostarczyć tyle magnezu, ile jest w 1 woreczku ryżu brązowego, należy zjeść 8 woreczków białego! Aby dostarczyć tyle białka, ile jest w 4 cienkich plasterkach polędwicy (66 kcal), trzeba zjeść 2 parówki, co daje nam 340 kcal. Możemy przyjąć zasadę – im produkt bardziej przetworzony, tym mniejsza jego gęstość odżywcza. Czy da się naprawić ten stan rzeczy, gdy naturalne sygnały z naszego ciała zagłuszane są przez różne czynniki środowiskowe? Tak, należy wybierać zdrowe, jak najmniej przetworzone produkty spożywcze oraz starać się obserwować swój organizm, jeść w miarę regularnie i tyle, aby się nasycić, ale nie czuć przepełnienia. Twoje sugestie Dokładamy wszelkich starań, aby podane zdjęcie i opis oferowanych produktów były aktualne, w pełni prawidłowe oraz kompletne. Jeśli widzisz błąd, poinformuj nas o tym. Zgłoś uwagi Polecane artykuły Lekka jak piórko. Skuteczne odchudzanie Nie wszyscy rozumiemy w taki sam sposób, czym jest skuteczne dieta. Czy nie powtarzamy ciągle tych samych błędów chudnąc i tyjąc na przemian? Może błąd tkwi w naszym myśleniu? Dowiedz się, jak ustrzec się porażki w odchudzaniu. Dlaczego warto jeść śniadania? Wielu z nas ma problem ze zjedzeniem śniadania, albo przez brak czasu, albo nie mają rano apetytu. Czy można pominąć ten posiłek? Poznaj opinię dietetyka. Podjadanie kontra odchudzanie Zdarza się, że mamy nadwagę, mimo że jemy nieduże, nietłuste, raczej zdrowe posiłki. Co jest najczęstszą przyczyną takiego stanu rzeczy ? Przeczytaj i przeanalizuj swoje nawyki, czy nie dotyczy to także Ciebie! Smaczne i zdrowe przekąski zamiast słodyczy Typowa sytuacja: dopada Cię głód, a w zasięgu ręki znajduje się tylko automat ze słodyczami. Jak poradzić sobie w sytuacji, gdy do posiłku jeszcze daleko, lub nie mamy możliwości zjeść go o zwykłej porze? Poznaj opinię dietetyka. Dlaczego tyjemy zimą? Wiele osób zauważa, że późna jesień i zima nie jest łatwym okresem do odchudzania. Tłumaczymy sobie, że w tym okresie mniej się ruszamy i potrzebujemy kalorii do ogrzania organizmu, stąd te 2-3 kilogramy więcej w marcu. Czy rzeczywiście taka jest rzeczywistość? Jak dotrzymać noworocznych postanowień? Odchudzanie, zmiana stylu życia, to chyba najczęstsze postanowienia noworoczne. Najgorsze jest to, że wiele osób powtarza je co roku bez skutku, licząc na to, że tym razem się uda. Jak przygotować się na to wyzwanie, ułożyć sobie plan który zakończy się sukcesem? Poznaj opinię doświadczonego dietetyka. Czym są probiotyki i prebiotyki? Coraz częściej w szczególnych sytuacjach zdrowotnych lekarze zalecają nam dostarczenie organizmowi probiotyków i prebiotyków, czy to w postaci żywności je zawierającej, czy w postaci preparatów które można kupić w aptece. Co oznaczają te nazwy i jakie maja znaczenie dla zdrowia człowieka? Dowiedz się więcej. - Nie - odrzekł stary. - Jesteś na szczęśliwej łodzi. Zostań z nimi. - A przypomnij sobie, jak kiedyś przez osiemdziesiąt siedem dni nie złapałeś ani jednej ryby, a potem przez trzy tygodnie łowiliśmy co dzień takie wielkie. - Pamiętam - odpowiedział stary. - Wiem, że nie dlatego odszedłeś ode mnie, żeś zwątpił. Na pewno kojarzycie głośną akcję marketingową Snicersa, który pokazywał, jak zachowują się ludzie pod wpływem głodu. Generalnie cała akcja była ciekawie przeprowadzona i całkiem zabawna. Tak przynajmniej wydawało mi się do niedawna. Mój punkt widzenia zmienił się w momencie podjęcia trudnej dla mnie decyzji – jeśli chcę szybciej biegać muszę trochę schudnąć (od kilku miesięcy jestem ambitnym biegaczem amatorem). Ograniczając kalorie zauważyłem u siebie roztargnienie, rozdrażnienie i zacząłem badać temat, żeby się z Wami tym podzielić. To co jemy i kiedy może mocno wpływać na nasze zachowanie Jeżeli w ciągu dnia zjadamy duże ilości cukrów to nienaturalnie podnosimy sobie poziom glukozy we krwi. Wieczorem zanim położymy się spać jej poziom spada. Jeżeli spadnie zbyt mocno, stajemy się drażliwi. Często nieświadomie nasze samopoczucie odbija się negatywnie na naszych relacjach z najbliższymi, którzy wtedy z nami przebywają. Badacze kilku amerykańskich uniwersytetów postanowili przeprowadzić ciekawy eksperyment, aby potwierdzić to w praktyce. Przebadanych zostało 107 małżeństw oraz… laleczki voodoo, które niestety mocno ucierpiały. W czasie trwania eksperymentu zarówno paniom jak i panom dwa razy mierzono poziom glukozy we krwi. Wieczorem małżonkowie udawali się do oddzielnych pomieszczeń, w których zostawali sami z laleczka voodoo i 51 szpilkami. Będąc w pokoju wyobrażali sobie, że trzymana w ręce laleczka to ich współmałżonek. Następnie na podstawie tego jak bardzo się na niego zdenerwowali w ciągu dnia, taką liczbę szpilek wbijali w laleczkę. Efekt był dość prosty do przewidzenia – im niższy poziom glukozy tym większa ilość nakłuć. Według naukowców jest to dowód na to, że poziom energii wpływa na to jak silna mamy samokontrole. No dobrze, laleczki to tylko symbole…może inaczej zachowamy się w przypadku żywych ludzi? Odpowiedz na to dała druga część eksperymentu przeprowadzona po 3 tygodniach. Małżeństwa posadzono w osobnych pokojach – ich zadaniem było tym razem granie ze sobą w gry komputerowe. Uczestnicy myśleli, że grają przeciwko sobie, ale tak naprawdę grali z komputerem. Celem było jednak nie sama rywalizacja a coś zupełnie innego. Zwycięzca rozgrywki mógł zaaplikować pokonanemu głośny i bardzo nieprzyjemny dźwięk wydobywający się z głośników w jego pokoju. Sam decydował jak długo potrwa ta kara. Podobnie, jak poprzednio, badani, którzy mieli mało cukru we krwi, byli skłonni torturować partnera życiowego dłuższym i głośniejszym hałasem. Zdaniem badaczy wskazuje to, że poziom glukozy może mieć związek z agresją domową i przemocą w rodzinie. Nasz organizm potrafi torpedować ambitne cele, które sobie wyznaczamy oraz wpływać na jakość naszego życia. Wynika to przede wszystkim z pierwotnych mechanizmach oraz nawykach. Ludzkie ciało jest nastawione na gromadzenie energii – czyli tkanki tłuszczowej. Jest to takie paliwo bezpieczeństwa na wypadek braku dostępu do żywności. Dlatego jeśli nasz organizm odczuwa głód, chce nas silnymi bodźcami pobudzić do zdobycia pożywienia. Jednym z takich bodźców jest właśnie rozdrażnienie, apatia, kiepski nastrój – które maja zdaniem mózgu osłabić nasza silna wolne i wtedy łatwiej ulegamy nam daje ta wiedza? Jeśli zauważyłaś u siebie wieczorne rozdrażnienie, a może inni domownicy zwrócili na to uwagę… może pora zajrzeć do talerza? Odpowiednia dieta pomoże uregulować poziom glukozy we krwi, a Ty zapanujesz nad swoim nastrojem. Może stare przysłowie „Przez żołądek do serca” ma też drugie dno? 😊Text Mateusz Zubin
Niedosypiasz. Niewyspany – nie jesteś sobą. To niezaprzeczalny fakt, który w praktyce sprowadza się do tego, że nie tylko mylisz i działasz gorzej, ale także jesteś bardziej głodny. W badaniach naukowych zaobserwowano, że u osób śpiących krócej hormon głodu – grelina – produkowany jest w większych ilościach.
Wideo: Wideo: JESTEŚ CIĄGLE ZMĘCZONY? ZAWALCZ Z SYNDROMEM CHRONICZNEGO ZMĘCZENIA. Zawartość: Kroki Metoda 1 Oceń swój głód Metoda 2 Ogranicz jedzenie, gdy nie jesteś głodny Metoda 3 Kontroluj głód emocjonalny Porady Zrozumienie różnicy między głodem fizycznym a emocjonalnym może być trudne. Dotyczy to zwłaszcza osób, które nie są zaznajomione z prawdziwymi oznakami swojego ciała, gdy są głodne. Zazwyczaj fizyczny głód odczuwa się stopniowo, może czekać i zatrzymuje się po zjedzeniu posiłku. Jednak wiele razy jemy, nawet jeśli nie jesteśmy fizycznie głodni. Odnosi się to do głodu emocjonalnego lub głodu, który powstaje w odpowiedzi na stan emocjonalny. Stres, nuda, niepokój, szczęście lub depresja mogą prowadzić do emocjonalnego głodu. Zrozumienie głodu i jego wpływu na twoje ciało może pomóc ci określić, kiedy należy jeść lub, przeciwnie, powinieneś zająć się problemami emocjonalnymi. Kilka wskazówek i wskazówek może pomóc ci zrozumieć swoje ciało, poziom głodu i jak powstrzymać apetyt, gdy nie ma czasu na jedzenie. Kroki Metoda 1 Oceń swój głód Oceń swój poziom apetytu w skali od 1 do 10. Skalowanie głodu pomoże ci zdecydować, co robić: zjedz przekąskę lub poczekaj na następny zaplanowany posiłek. Oceń swój głód od 1 (bliski omdlenia i bardzo głodny) do 10 (zbyt pełny i źle się czujesz). Jeśli twój poziom głodu wynosi około 3 lub 4, czas zjeść. Jeśli na następny zaplanowany posiłek pozostały jeszcze dwie godziny lub więcej, zjedz przekąskę. Jeśli do następnego posiłku pozostała godzina, zaczekaj, aż nadejdzie czas jedzenia. Idealnie byłoby, gdybyś nie był nawet w skrajności (na poziomie 1: bardzo głodny; lub na poziomie 10: bardzo pełny). Poziom może wahać się między 4 a 7. Jest to normalne i oczekuje się, że będziesz głodny przed posiłkami, a nawet tuż przed snem w nocy. Wykonaj test jabłka. Jest to prosty test, który pomoże ci określić, czy odczuwasz głód fizyczny czy emocjonalny. Zasadniczo głód emocjonalny to pragnienie lub pragnienie bardzo specyficznej grupy produktów spożywczych (takich jak węglowodany) lub określonych produktów spożywczych (takich jak ciasto czekoladowe). Możesz zaspokoić głód fizyczny różnorodnymi potrawami. Zastanów się, czy nadal chcesz kanapkę, czy to jabłko, surową marchewkę czy sałatkę. Jeśli odpowiedź brzmi „tak”, wybierz jabłko (lub inny owoc lub warzywo) lub inną zdrową przekąskę, która naprawdę zaspokoi głód fizyczny. Jeśli odpowiedź brzmi „nie”, prawdopodobne jest, że głód lub pragnienie, których doświadczasz, nie jest głodem fizycznym, ale głodem emocjonalnym. Jeśli już ustaliłeś, że odczuwasz głód emocjonalny, jest to dobry moment, aby wybrać się na spacer lub zrobić 10-minutową przerwę i zastanowić się, co może powodować dyskomfort. Poświęć chwilę na „skanowanie”. Przed zjedzeniem jakiegokolwiek jedzenia lub przekąski poświęć minutę lub dwie na zeskanowanie. Takie postępowanie da ci wskazówki co do poziomu głodu i chęci jedzenia. Pomyśl o: Twój poziom głodu Czy jesteś bardzo głodny? Jesteś pełny Czy jesteś zadowolony Zwróć uwagę na wszelkie fizyczne objawy, które odczuwasz, gdy jesteś głodny. Twój żołądek może warczeć, odczuwasz w tym „pustkę” lub przeszywający i fizyczny głód. Jeśli czujesz, że pragniesz jeść bez fizycznego głodu, oceń swój stan emocjonalny. Czy jesteś znudzony Czy miałeś stresujący dzień w pracy? Czy czujesz się zmęczony lub zmęczony? Wiele razy te emocje powodują, że czujemy się „głodni”, kiedy tak naprawdę ich nie mamy. Metoda 2 Ogranicz jedzenie, gdy nie jesteś głodny Pij wystarczającą ilość wody. Twoim celem jest regularne picie płynów odpowiednich dla twojego organizmu. Zwykle zaleca się pić około 8 szklanek (64 uncji) dziennie. To tylko ogólne zalecenie. Możesz potrzebować trochę więcej lub trochę mniej niż ta kwota. Odpowiednie nawodnienie nie tylko pomoże ci zrzucić wagę, ale także poradzi sobie z głodem w ciągu dnia. Pragnienie lub niski poziom odwodnienia może sprawiać wrażenie głodu. Jeśli codziennie nie pijesz wystarczającej ilości wody, odwodnienie spowoduje, że poczujesz głód, co spowoduje, że będziesz jeść częściej niż powinieneś. Trzymaj w pobliżu butelkę wody i kontroluj, ile wody pijesz codziennie. Woda pitna tuż przed posiłkiem uspokaja głód i zmniejsza ogólne spożycie żywności. Poczekaj około 10 lub 15 minut. Głód emocjonalny może powstać nagle, a także znika szybciej niż głód fizyczny. Jeśli powstrzymasz się od sytuacji przez około 10 lub 15 minut, zdasz sobie sprawę, że twoje pragnienie lub pragnienie jedzenia maleje lub jest łatwiejsze do kontrolowania. Poczekanie kilku minut nie całkowicie pozbawi pragnienia, ale zmniejszy je na tyle, aby siła woli mogła wygrać. Spróbuj powiedzieć, że za 10 lub 15 minut ponownie rozważysz chęć zjedzenia określonego posiłku lub przekąski. Zaangażuj się w inną aktywność, a następnie ponownie rozważ swoje pragnienie, jeśli nadal je masz. Oczyść swoją kuchnię. Posiadanie spiżarni lub lodówki pełnej kuszących i niezdrowych potraw może ułatwić zaspokojenie głodu emocjonalnego. Jeśli wiesz, że zwykle jesz ciasteczka lub frytki, gdy jesteś znudzony lub zestresowany, brak tych przekąsek w tym czasie skróci czas jedzenia, gdy nie jesteś naprawdę głodny. Poświęć godzinę lub dwie wolne chwile na sprawdzenie kuchni. Sprawdź swoją spiżarnię, zamrażarkę, lodówkę lub wizytówkę lub miejsce w domu, w którym przechowujesz żywność. Połóż wszystkie kuszące potrawy i przekąski na stole, aby ocenić, które z nich powinieneś zatrzymać, a które nie. Przekaż zapieczętowane jedzenie do banku żywności lub kościoła, jeśli nie chcesz wyrzucać ich do śmieci. Zawrzyj umowę ze sobą, aby nie kupować ani nie kusić przekąskami, aby Twoja kuchnia pozostała zdrowym środowiskiem. Opuść to miejsce. Czasami przebywanie w tym samym pokoju z ulubionymi potrawami lub innymi potrawami, które chcesz, utrudnia ich nie spożywanie. Jeśli jesteś gdzieś w domu lub biurze, co sprawia, że ​​chcesz jeść, opuść to miejsce. Daj sobie czas i przestrzeń, aby oczyścić swój umysł z pragnienia. Jeśli to możliwe, idź przez 15 minut. Oczyść swój umysł i ponownie skoncentruj uwagę na rzeczach innych niż pragnienia lub pragnienie jedzenia. Wiele razy ludzie często mają ochotę na noc. Zamiast nie zasnąć, idź spać. W ten sposób będziesz z dala od kuchni i nie będziesz miał ochoty nieświadomie jeść przed telewizorem. Jeśli nie jesteś zmęczony, przeczytaj dobrą książkę lub czasopismo, aż będziesz wystarczająco zmęczony, aby zasnąć. Napisz listę czynności, które możesz zrobić zamiast jeść. Zapisywanie pomysłów, które mogą pomóc ci nie myśleć o swoich pragnieniach lub pragnieniu jedzenia, może pomóc ci kontrolować głód emocjonalny. Zapisz listę czynności, które lubisz lub które odwracają uwagę na tyle, że nie myślisz o jedzeniu. Te pomysły mogą obejmować: wyczyść szafki lub zamów bałagan w szufladzie; iść na spacer; zrób swoje ulubione hobby, takie jak robienie na drutach, robienie notatników lub rysowanie; poczytać książkę lub czasopismo; zagrać w grę; Rób coś, co wymaga dużo energii mózgu, na przykład wykonuj obliczenia matematyczne lub graj w szachy. Zjedz niewielką porcję jedzenia, którego pragniesz. Czasami pragnienia lub chęć jedzenia są niesamowicie przytłaczające. Kiedy próbujesz się rozproszyć lub poczekać, aż pragnienie się rozproszy, nadal wydaje się to dość intensywne. Niektórzy eksperci zalecają spożywanie niewielkiej kontrolowanej porcji jedzenia, którego pragniesz. Zjedzenie niewielkiej porcji zmniejszy apetyt, a jednocześnie sprawi przyjemność jedzeniu czegoś pysznego. Pamiętaj, aby podać sobie porcję umiarkowanego rozmiaru. Sprawdź etykietę żywności i oblicz porcję. Odłóż jedzenie na bok, a następnie powoli jedz porcję, abyś mógł się nią cieszyć i posmakować. Metoda 3 Kontroluj głód emocjonalny Napisz w swoim dzienniku. Posiadanie dziennika, aby porozmawiać o głodzie emocjonalnym, jest świetnym narzędziem, aby być tego świadomym i dzięki temu poradzić sobie z głodem emocjonalnym. Możesz go użyć, aby dowiedzieć się, gdzie i kiedy jesz oraz jakie rodzaje pokarmów sprawiają, że pragniesz lub czujesz się lepiej. Kup gazetę lub pobierz aplikację, aby zapisać na swoim smartfonie. Napisz jak najwięcej dni: dni powszednie i weekendy. Wiele osób je w weekendy inaczej, więc uwzględnienie obu jest bardzo ważne. Zwróć także uwagę na to, co czujesz podczas jedzenia. Pomoże ci to dostrzec, jakie emocje powodują, że jesz określone pokarmy. Idź do zarejestrowanego dietetyka lub terapeuty. Ci pracownicy służby zdrowia pomogą ci kontrolować głód emocjonalny. Jeśli masz trudności z kontrolowaniem tego lub jeśli stanowi to zagrożenie dla twojego zdrowia, umów się na spotkanie z zarejestrowanym dietetykiem lub terapeutą behawioralnym. Zarejestrowany dietetyk jest ekspertem od żywienia, który może pomóc ci zrozumieć głód emocjonalny, porozmawiać z tobą o prawdziwym głodzie fizycznym i dać alternatywy dla tego, co możesz jeść. Terapeuta behawioralny pomoże ci zrozumieć, dlaczego jesz emocjonalnie i da ci pomysły, aby zmienić swoją reakcję lub zachowanie w stosunku do niektórych wyzwalaczy emocjonalnych. Znajdź grupę wsparcia. Niezależnie od tego, jaki masz cel zdrowotny, posiadanie grupy wsparcia jest kluczem do długoterminowego sukcesu. Dotyczy to zwłaszcza głodu emocjonalnego. Posiadanie grupy wsparcia, gdy czujesz się zniechęcony lub zestresowany, sprawi, że poczujesz większą ulgę bez konieczności jedzenia jedzenia. W przypadku twojego małżonka, rodziny, przyjaciół lub współpracowników członkowie grupy wsparcia będą twoimi animatorami i będą motywować i zachęcać cię przez cały czas. Poszukaj także wirtualnej grupy wsparcia lub grupy lokalnej, z którą możesz się spotkać. Wyślij wiadomość e-mail do nowych znajomych, aby podzielić się swoimi długoterminowymi celami. Porady Jeśli głód emocjonalny przejął kontrolę nad twoim życiem, na przykład zakłócając pracę lub życie domowe lub powodując jakiekolwiek szkody w ogólnym zdrowiu, poszukaj profesjonalnej pomocy. Idź do lekarza lub dietetyka, aby zapewnić ci niezbędne narzędzia do radzenia sobie z głodem emocjonalnym. Bądź mądry w jedzeniu przekąsek. Od czasu do czasu jedzenie przekąsek jest więcej niż właściwe. Zwracaj uwagę na sygnały swojego ciała i głodu, aby wiedzieć, kiedy nadszedł czas, aby je zjeść. Nie przestawaj jeść całkowicie ani nie przerywaj niektórych potraw, ponieważ może to później spowodować upijanie się lub pobłażanie jedzeniu tych potraw, gdy staniesz przed nimi w przyszłości. Głodny nie jesteś sobą - cz.II (cukier, glukoza, rak) A co, jeśli głodny człowiek zje Snickersa? Jeśli głodny człowiek zaspokoi swój głód Snickercsem, inną słodkością, albo czymkolwiek o wysokim indeksie glikemicznym, wtedy sprawy mają się nieciekawie.
Zwierzęta są często głównymi bohaterami wielu filmików ze względu na ich urok i często dziwne zachowanie. Nie chciał dzielić się zyskiem ze swoim wspólnikiem i braćmi. Istna chciwość. Nagranie pokazuje szczeniaka stojącego na kurczaku, który siedzi na pniu drzewa przed stosunkowo wysokim stołem. Dwa kolejne psy stoją w pobliżu i obserwują, co się dzieje. I dobrze, że nie widzą, co robi tam ich brat, inaczej byłoby to bardzo obraźliwe. Znalazł tam szczęście - delektując się jedzeniem, podobno ukrytym przed wszystkimi. Czy można powstrzymać głodnego zwierzaka? Source: Główne zdjęcie:
oblany pyszną, mleczną czekoladą. Snickers. Nie jesteś sobą, kiedy jesteś głodny. Nazwa opisowa produktu : Nugatowe nadzienie (16%) ze świeżo prażonymi orzeszkami ziemnymi (22%) oblane karmelem (27%) i mleczną czekoladą (35%). Nazwa firmy : Mars Polska sp. z o.o. Adres : Kożuszki Parcel 42 96-500 Sochaczew Status 09.10.2023
GłównaPoczekalniaVideo TOP Generator Dodaj hopa Poprzedni Następny Kiedy jesteś głodny, nie jesteś sobą 0 43 Kopiuj link Dodaj do ulubionych Dodaj do przyjaciół Dodano przez: scoobaniec Komentarze Zobacz również: Śmieszki heheszki Śmieszki heheszki dodano przez: djmaniek12 2022-07-30 0 46 Kopiuj link Komentuj Dodaj do ulubionych Dodaj do przyjaciół Bitwa o Cukier Bitwa o Cukier dodano przez: kaarsa 2022-07-30 0 46 Kopiuj link Komentuj Dodaj do ulubionych Dodaj do przyjaciół Ucieczka przed policja z błyskotliwymi tekstami w tle - Ucieczka przed policja z błyskotliwymi tekstami w tle - dodano przez: 2016-12-02 57 Kopiuj link Komentuj Dodaj do ulubionych Dodaj do przyjaciół Czereśnie Czereśnie dodano przez: pinks 2022-07-30 0 46 Kopiuj link Komentuj Dodaj do ulubionych Dodaj do przyjaciół Tęsknota Tęsknota dodano przez: lost 2022-07-30 0 22 Kopiuj link Komentuj Dodaj do ulubionych Dodaj do przyjaciół Kolczuga Kolczuga dodano przez: bania656 2022-07-30 0 20 Kopiuj link Komentuj Dodaj do ulubionych Dodaj do przyjaciół Wszystko jasne! Wszystko jasne! dodano przez: Monik 2022-07-30 0 36 Kopiuj link Komentuj Dodaj do ulubionych Dodaj do przyjaciół Najgorsze jest to że istnieją takie laski Najgorsze jest to że istnieją takie laski dodano przez: franek797 2022-07-30 0 38 Kopiuj link Komentuj Dodaj do ulubionych Dodaj do przyjaciół Traktorem z przyczepami Traktorem z przyczepami dodano przez: djmaniek12 2022-07-30 0 26 Kopiuj link Komentuj Dodaj do ulubionych Dodaj do przyjaciół
Budzisz się rano, kiszki grają Ci marsza, a chlebak świeci pustkami…Fatalna sytuacja, której większość z nas mogła doświadczyć na własnej skórze, a raczej żołądku. Człowiek głodny potrafi posunąć się bardzo daleko, czego w czwartek dowiodła jedna z mieszkanek naszego miasta. Znany slogan reklamowy głosi, że nie jesteś sobą, kiedy jesteś głodny. Ta przypadłość Uchodźca ma być słaby, nieporadny, zagubiony i pozbawiony sprawczości – wtedy chcemy wyciągnąć do niego rękę. Ma sobie nie radzić, potrzebować naszej pomocy, a wisienką na torcie jest wdzięczność. W takim ustawieniu to pomagający decyduje, wie lepiej, jest na pozycji uprzywilejowanej. Ten, któremu się pomaga, musi się dostosować, jest w pułapce, w której „obklejają” go oczekiwania. O tym, dlaczego tak ochoczo pomagamy matkom z dziećmi, czy naprawdę singielki w czasie wojny mają gorzej i co zobaczymy w lustrze, gdy przyjrzymy się temu, jak pomagamy, porozmawiałam z dr Martą Pietrusińską – doktorem nauk społecznych w dziedzinie pedagogiki i socjolożką z Uniwersytetu Warszawskiego. Alicja Cembrowska: Od jakiegoś czasu w mediach pojawiają się dość szumne nagłówki, że bezdzietne singielki są najszczęśliwszą grupą społeczną. Wniosek pochodzi z badań doktora Paula Dolana z London School of Economics. Faktycznie kobietom bywa lepiej bez dzieci i męża? Dr Marta Pietrusińska: To zależy oczywiście od kultury, o której mówimy, chociaż rzeczywiście jest tak, że od kilku, nawet już od 10 lat, widzimy pewne przemiany, w tym jak są tworzone lub właśnie jak nie są tworzone rodziny. W Polsce te przemiany zachodzą trochę później, ale można zauważyć, że kobiety coraz częściej wybierają bycie singielką, chociaż nie powiedziałabym, że jest to w 100 procentach ich wybór, bo wynika z trzech podstawowych powodów. Zamieniam się w słuch, co to za powody. Po pierwsze w ostatnich czasach mówimy o kryzysie męskości i on jest dość widoczny. Jednym z takich powodów rezygnacji z wejścia w związek jest to, że kobiety, również w Polsce, są coraz częściej lepiej wykształcone niż mężczyźni i już coraz częściej lepiej od nich zarabiają, a dodatkowo pełnią wiele ról społecznych. Zaburza to konserwatywne podejście, że tradycyjną rolą mężczyzny jest utrzymanie rodziny. Dla niektórych to, że kobieta zarabia lepiej, jest problemem – tutaj mam na myśli głównie klasę średnią i wyższą, chociaż zdarza się też, że w klasie ludowej również jest tak, że to kobiety lepiej radzą sobie finansowo. I to rzeczywiście dość utrudnia bycie w związkach. Mężczyźni cały czas nie są jeszcze nauczeni partnerstwa. Co ciekawe, badania pokazują, że kobiety szybciej się usamodzielniają, szybciej opuszczają domy rodzinne i to jest bardzo znaczący aspekt, bo mężczyzn, którzy do trzydziestki czy nawet czterdziestki mieszkają z rodzicami i zajmują się nimi matki, kobiety raczej nie wybierają. Nie chcą być w „trudnym związku”, gdy one są niezależne, a mężczyźni dopiero do tego dojrzewają. A drugi powód? Druga sprawa to oczywiście znowu jest pewnego rodzaju wybór, ale też nie tak zupełnie, bo jest on podyktowany mocnymi czynnikami zewnętrznymi – po prostu coraz trudniej jest mieć dzieci, ale i ta przemiana ma dwa aspekty. Jeden jest pozytywny, czyli zaczynamy mówić wprost, że macierzyństwo nie definiuje kobiety. Rzeczywiście w Polsce to cały czas kwestia bardzo dyskutowana i mocno w nas siedzi, że macierzyństwo definiuje kobiecość. Gdy kobiety nie mają dzieci, są wprost pytane, dlaczego i bywa, że nie są uznawane za pełnowartościowe osoby. Na szczęście i tutaj widać pewne przemiany i małymi kroczkami odwracamy tę narrację. Każdy powinien móc otwarcie przyznać, że nie ma dzieci, bo nie potrzebuje ich do szczęścia, bo woli wybrać karierę, nie czuje, że chce być rodzicem. Kolejna rzecz – tutaj dochodzę do tej negatywnej strony tych przemian. Polskie kobiety boją się mieć dzieci. Mają za to bardzo dużo powodów do tego strachu. Sprawa z tak zwanym Trybunałem Konstytucyjnym z 2020 roku i wyrok dotyczący aborcji sprawiły, że dzieci rodzi się mniej. I to wynika z danych, widać w statystykach, że z roku na rok w Polsce jest coraz mniej urodzeń. Nie jest to jedynie efekt restrykcyjnego prawa aborcyjnego, ale też braku zabezpieczenia społecznego – nadal jest tak, że nie ma żłobków, dostęp do przedszkoli jest ograniczony, a kobieta, która zachodzi w ciążę, ma później trudniej na rynku pracy. Dlatego część kobiet świadomie podejmuje decyzję o życiu singielki, a część nie może znaleźć odpowiedniego partnera. Pora wyłączyć hierarchizowanie cierpienia i określanie go swoją miarą. Każdy człowiek zasługuje na wsparcie i pomoc Czyli to nie jest tak, że singielki żyją jak pączki w maśle i niczym się nie przejmują – wszak omijają je problemy związkowe i związane z dziećmi? Myślę, że badania, które określają je najszczęśliwszymi, jednak zawierają w sobie to, że ta grupa jest odciążona od trudów bycia matką, bo powiedzmy to wprost – to bardzo trudna rola społeczna i o tym też się coraz więcej mówi. Bycie w związku, tym bardziej w czasach kryzysu męskości, to też wcale nie jest taka prosta sprawa. Bo jak dogadać się z kimś, kto został wychowany, że jako mężczyzna musi zarabiać więcej, utrzymywać dom i niejako „zarządzać” życiem rodzinnym? Jeżeli będziemy badać osoby, które są w takich związkach, mają dzieci i porównamy je do singielek, to wyniki nie są zadziwiające, ale to też nie oznacza, że te kobiety są ot tak szczęśliwe. Bycie singielką nie zawsze jest wyborem, nieraz to „ucieczka do przodu”, czyli podejmuję decyzję o przyszłości na postawie warunków, które mam teraz. Ciekawa natomiast jestem, jak rozkłada się to w związkach nieheteronormatywnych – mam podejrzenia, że zauważylibyśmy tam odwrotny trend. Prawdopodobnie więcej kobiet decyduje się wchodzić i mówić o swoich związkach z drugą kobietą i przez to zmniejsza się liczba singielek, bo jest większa zgoda społeczna na bycie w takiej relacji. Prawda też jest taka, że kiedyś kobieta musiała mieć rodzinę – zapewniało jej to przetrwanie, a nawet przeżycie. Teraz radzimy sobie bez męża i dzieci. Byłabym ostrożna z taką tezą – w sensie ekonomicznym to jak najbardziej kobieta teraz nie potrzebuje mężczyzny, który będzie ją utrzymywał, ale tak już było w latach 50. i 60. Tak naprawdę od czasu II wojny światowej, gdy mężczyźni poszli na front, a kobiety weszły do fabryk i zaczęły pracować, obserwujemy te przemiany. Oczywiście teraz jesteśmy dużo, dużo dalej – skupię się na Polsce, bo jednak na świecie jest z tym różnie, ale w naszym kraju widać, że coraz więcej kobiet ma wyższe wykształcenie, a mimo to i tak dalej nie zarabiają lepiej niż mężczyźni na tych samych stanowiskach. Nie zmienia to faktu, że kobieta może sobie pozwolić na singielstwo – w dużych miastach nie jest to problemem, trochę gorzej wygląda to w mniejszych miejscowościach – tam nadal rozbrzmiewają głośne pytania o męża i dzieci, o to, kiedy kobieta wywiąże się ze swojej roli społecznej. Dlatego podzieliłabym singielki na te, które rzeczywiście wybierają taki styl życia, i na te, które są do niego zmuszone. Kilka miesięcy temu tysiące singielek za naszą wschodnią granicą obudziło się w kraju objętym wojną. W „Wysokich Obcasach” pojawił się niedawno artykuł z mocną tezą: singielki w czasie wojny mają trudniej. Mają? Jeżeli mówimy o ukraińskich singielkach, to trzeba zacząć od przemian, o których przed chwilą rozmawiałyśmy – w Ukrainie postępują one jeszcze wolniej niż u nas. Wydaje mi się jednak, że kobiety w czasie wojny, nieważne czy są singielkami, czy są mężatkami, mają tendencje do siostrzeństwa i to jest coś, co się dzieje, niezależnie od ich statusu. I to również pojawiło się w tym artykule – że dwie singielki zamieszkały razem i się wspierały. Z drugiej strony można powiedzieć, że skoro nie ma się partnera, to nie trzeba się martwić, że on na przykład zginie na wojnie czy zostanie wzięty do wojska, ale przecież singielki mają ojców, braci, przyjaciół… Dlatego uważam, że tutaj nie ma różnicy. Ale i tak są osoby, którym pomagamy chętniej… Tak jest i tutaj trzeba to powiedzieć – najbardziej ujmującą za serce osobą, której będziemy chcieli pomagać, jest matka z małym dzieckiem. Na samym początku wojny, kiedy już zaczęli przyjeżdżać na granice pierwsi ludzie, były robione listy, kto i kogo może przyjąć – najczęściej wskazywano na kobiety z dziećmi, a nie singielki czy osoby starsze. Może właśnie tak naprawdę najbardziej chcemy pomagać po prostu dzieciom, a że są one z matkami, to i one się załapują? Podobnie jest, gdy chodzi w ogóle o pomoc humanitarną – tutaj też od razu zaczynają działać stereotypy i najpierw pomoc dostaną matki z dziećmi, potem osoby starsze, następnie kobiety i dopiero mężczyźni. Ale to znowu ma dodatkowy wymiar, bo jednak łatwiej jest uciekać samemu niż z dziećmi. Ja na przykład przyjęłam do swojego domu singielkę, która przyjechała do Polski z siostrą i jej synem. Siostra jest obecnie w Niemczech, nadal nie może znaleźć pracy i musiała wybrać miejsce, kierując się szkołą dziecka. Z kolei singielka bez problemu w kilka tygodni znalazła pracę w Danii. W polskiej narracji uchodźcami muszą być osoby niesamodzielne, które sobie nie radzą, a jednak singielki kojarzone są z paniami z dużych miast, które odnoszą sukcesy i są niezależne. To nie pasuje do obrazu uchodźczyni, my chcemy bezradną osobę, którą my – jako wybawiciele – się zaopiekujemy. Myśli pani, że to jest kwestia samego dziecka czy raczej relacji matka-dziecko, którą gloryfikujemy, mówimy, że to najważniejsza relacja w naszym życiu? Głównie chodzi o dziecko, ale matka jest nieodłączną częścią tego obrazu. Jest takie określenie „małoletni bez opieki”, czyli takie dziecko, które jest uchodźcą bez opiekunów prawnych, ucieka samo. Rzadziej się o nich mówi, dominuje raczej przedstawienie matki z dzieckiem. I jest to związane z wiarą katolicką. Analizowałam kiedyś książki dla dzieci i to, w jaki sposób się prezentuje ten temat – tak, były tam ilustracje nawiązujące do Matki Boskiej z Jezusem. Mamy w polskiej świadomości poczucie, że matka z dzieckiem to ktoś, kto potrzebuje pomocy. Ta figura jest bardzo mocno sklejona i ciężko to rozdzielić – trudno określić, komu wtedy tak naprawdę pomagamy. Matce czy dziecku? W tym aspekcie młodym singielkom trudniej uzyskać pomoc, ale i tak „mają lepiej” w zestawieniu z jeszcze inną grupą – samotnymi kobietami po 60., 70. czy 80. roku życia. W przestrzeni zakupowej HelloZdrowie znajdziesz produkty polecane przez naszą redakcję: Odporność, Good Aging, Energia, Mama, Beauty Wimin Zestaw z myślą o dziecku, 30 saszetek 139,00 zł Mama WIMIN Myślę o dziecku, 30 kaps. 59,00 zł Odporność, Good Aging Naturell Witamina D 1000mg, 365 tabletek 70,00 zł Mama Naturell Folian Forte, 30 tabletek 14,25 zł Good Aging, Beauty WIMIN Zdrowy blask, 30 kaps. 59,00 zł W polskiej narracji uchodźcami muszą być osoby niesamodzielne, które sobie nie radzą. Najchętniej pomagamy dzieciom, ale matka jest nieodłączną częścią tego obrazu. Jest to związane z wiarą katolicką Nie da się jednak pominąć masowego zrywu. Polacy ruszyli do pomagania. Dlaczego tak chętnie wyciągnęliśmy rękę do Ukraińców? Daleka jestem od myślenia, że ludzie są po prostu altruistyczni. To, co się wydarzyło, w dużej mierze było reakcją na stres, próbą odzyskania sprawczości. To jest takie trochę myślenie magiczne: jeżeli ja teraz komuś pomogę, to jak przyjdzie wojna do Polski, to i mi ktoś pomoże. To „wybieranie”, komu pomagam, a komu nie, było widoczne w pierwszych dniach wojny. Wartościowanie, kto ma lepiej, kto ma gorzej, przypomniało mi sytuację pandemiczną, gdy wszyscy musieliśmy siedzieć w domach… Robiłam na ten temat projekt badawczy z koleżankami z uczelni. Zapytałyśmy kobiety z Uniwersytetu Warszawskiego – pracownice naukowe, jak i panie pracujące w administracji – o ich doświadczenia. I w wywiadach, i badaniach ankietowych wyszło, że według wszystkich najgorzej w czasie pandemii mieli rodzice – to oni musieli przejąć funkcje opiekuńcze i edukacyjne szkół, a do tego musieli pracować. Najwięcej jednak spraw związanych z opieką nad dziećmi spadło na kobiety i to niezależnie jak wysoko wykształcone. I co ciekawe – badanie ujawniło też moc patriarchatu w takich najmniejszych szczegółach. Jeżeli w domu było biurko, to pracował przy nim mężczyzna, a kobieta… miała miejsce w kuchni. Singielkom w czasie pandemii szybko udało się, dzięki internetowi, nawiązać relacje, budować grupy wsparcia, odbywać spotkania online, bo miały na to więcej czasu. I to też potwierdziły badania. Dodam, że obydwie grupy – i singielki, i rodzice – w ankietach wskazywały, że to ci drudzy mieli najtrudniej w czasie izolacji. Mimo wszystko nie przemawia do mnie licytacja, kto ma gorzej. Tym bardziej w kontekście wojny, bo przecież jest to wydarzenie traumatyczne dla każdego i denerwuje mnie, że często pomija się w tym wszystkim mężczyzn, którzy przecież wcale nie dostają nagle magicznych mocy. Też się boją, martwią, stresują, cierpią… Jak najbardziej – też tak uważam. Od wielu lat działam w obszarze pracy na rzecz osób z doświadczeniem migracyjnym i zanim rozpoczęła się wojna, to pracowałam przy granicy polsko-białoruskiej. Intensywnie działaliśmy, żeby pokazać, że nieważne, czy to jest młody, silny mężczyzna, czy małe dziecko – w lesie każdy z nich potrzebuje tego samego. Wiek nie ma tutaj znaczenia. Oczywiście dziecko będzie mniej sprawcze w przeżyciu niż dorosły, bo nie jest sobie w stanie poradzić na podstawowym poziomie – mówimy tutaj o takich małych dzieciach, które są zależne od opiekunów. Jednak na poziomie wartości to wojna i prześladowanie, stan zagrożenia życia są traumatyczne dla każdego. Każdy jest głodny, każdy się boi wybuchu bomb, każdy się martwi o życie swoje i najbliższych. Niektórzy mają kompetencje czy doświadczenia, które pozwalają im przez to łatwiej przejść, ale jest to dość rzadkie. Jeśli chodzi o migracje uchodźcze, w sytuacji, gdy trzeba uciekać ze swojego kraju, to badania wskazują, że dzieci dużo szybciej się integrują niż dorośli. Więc teraz można powiedzieć, że o ile dziecku trudniej sobie poradzić z samym doświadczeniem, na przykład wojny, bo nie ma kompetencji poznawczych i emocjonalnych, to aklimatyzowanie się w nowym kraju przychodzi mu łatwiej niż osobie dorosłej. Byłam ostatnio na spektaklu „Odpowiedzialność” w Teatrze Powszechnym w Warszawie i tam również zestawiono sytuację na granicy z Białorusią i na granicy z Ukrainą. Padło tam mocne pytanie – jak to jest, że słyszymy płacz dziecka z Mariupola, a nie słyszymy płaczu dziecka z Aleppo? To jest bardzo proste. Dziecko z Aleppo ma inny kolor skóry. Moja koleżanka, która pracowała na granicy polsko-ukraińskiej i polsko-białoruskiej, długo nie mogła zrozumieć, jak to możliwe, że na granicy polsko-ukraińskiej funkcjonariusz policji zadowolony i cały w skowronkach rozdaje dzieciom ciasteczka i czekoladki, a na granicy polsko-białoruskiej dokładnie takie samo dziecko, tylko o trochę ciemniejszym kolorze skóry, bez mrugnięcia okiem wypycha do lasu. To się dzieje. Sytuacje na tych dwóch granicach bardzo pokazały, że my w Polsce jesteśmy rasistami. Wychodzi na to, że w tym pomaganiu moglibyśmy przeglądać się jak w lustrze… W ostatnich miesiącach ujawniło się dużo naszych pozytywnych cech narodowych, ale i niestety dużo negatywnych. Dużą rolę odegrała w tym polityka: państwo straszyło nas, że pomaganie ludziom na granicy polsko-białoruskiej jest nielegalne. Nie jest prawdą, że za podanie komuś butelki z wodą można pójść do więzienia. Ostatnio studentka Uniwersytetu Warszawskiego została zatrzymana na 72 godziny, potem chciano ją wsadzić do aresztu tylko za to, że czekała w samochodzie na grupę, która wracała z interwencji. Teraz dziewczyna ma sprawę i grozi jej 8 lat za przemyt ludzi. Nie dziwię się, że takie historie zatrzymały Polaków w pomaganiu uchodźcom na granicy polsko-białoruskiej. Gloryfikowano natomiast wszystkie osoby, które działały na granicy polsko-ukraińskiej. Dlaczego? Bo rząd by sobie nie poradził bez tej pomocy. Bez Polek i Polaków, którzy się zmobilizowali, mielibyśmy do czynienia z ogromną katastrofą humanitarną. Wrócę jednak jeszcze do rasizmu, ponieważ on ujawnił się też na granicy polsko-ukraińskiej. Bezpośrednio uczestniczyłam w sytuacji, gdy oczekiwaliśmy na Dworcu Zachodnim na pociąg ze Lwowa. Były to pierwsze dni wojny. Z wagonów wysiadła grupa studentów z krajów afrykańskich. Potrzebowali miejsca przez kilka, kilkanaście dni, żeby się skontaktować ze swoimi ambasadami, ponieważ w Ukrainie tych ambasad nie ma. Pociąg przyjechał o 2 w nocy. Jak zaczęli wysiadać z niego ludzie, to na własne oczy widziałam, jak kilkanaście osób, jak zobaczyło, że ma przyjąć do domu kogoś o ciemnym kolorze skóry, to się odwróciło na pięcie i poszli powiedzieć, że ich nie wezmą. Łatwiej nam przyjąć kobietę podobną do nas, najlepiej jeszcze z małym dzieckiem, niż afrykańskiego studenta. Mimo że ten student pomieszkałby kilka dni i wyjechał. I też patrząc na ekonomiczne względy – byłby mniejszym obciążeniem, bo potrzebuje mniej wsparcia. Nie ma tutaj logicznego wytłumaczenia. Takie nagłe pomaganie często ma niewiele wspólnego z logiką. Kilka dni po wybuchu wojny pod granicą zaczęły rosnąć sterty śmieci, ludzie „obdarowywali” uchodźców niepotrzebnymi ciuchami z dna szafy, a środowiska pomocowe zaczęły załamywać ręce. Pomaganie wcale nie jest prostą sprawą. Ludzie, którzy zajmują się tym od lat, tym bardziej mam na myśli wspieranie grup mniejszościowych, mówią, że żeby dobrze pomagać, to trzeba być specjalistą i że naprawdę nie warto się za to brać, gdy nie ma się tego dobrze przemyślanego. Wracamy do pytania, dlaczego pomagamy… Tak, bo bardzo dużo osób rzuciło się do pomagania, ponieważ wydarzyło się coś bardzo złego, nad czym nie mieliśmy kontroli. Więc tok myślenia jest taki: jeżeli zacznę jakoś działać, coś robić, stanę na tym dworcu albo będę rozdawać zupę, przyjmę kogoś do domu, oddam wór ubrań i zrobię przelew, to odzyskam sprawczość – tak nam się wydaje, bo przecież nie jesteśmy w stanie kontrolować wojny w Ukrainie. To właśnie złudne poczucie kontroli sprawiło, że ludzie zaczęli pomagać kompulsywnie. Znam przypadki, gdy ktoś rzucił pracę, żeby cały swój czas poświęcić na pomaganie uchodźcom z Ukrainy. Dlatego trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie: dlaczego ja pomagam? Czy robię to, żeby sobie coś załatwić, czy w centrum tego pomagania jest ta osoba, której pomagam? Pomagam komuś czy może sobie? Właśnie w tym rzecz. Dlatego w grupach, które zajmują się tym profesjonalnie, unikamy słowa „pomaganie”. Zastępujemy je słowem „wspieranie”, bo to pokazuje, że w centrum ma być ta osoba, która doświadcza od nas tego wsparcia, ale to ona decyduje, czego chce i potrzebuje, a czego nie. Coraz częściej się pojawia i będzie się niestety pojawiać przekaz, że Ukraińcy są niewdzięczni, że coś im się nie podoba, że się oburzają, gdy dostają stare ubrania. Przecież my im daliśmy i powinni być tacy wdzięczni. Dlatego to, co zrobił rząd – danie 40 zł polskim rodzinom, które przyjęły osoby uchodźcze, było po prostu karygodnym błędem. Skrytykowały to niemal wszystkie organizacje pozarządowe pracujące w obszarze migracji. Te pieniądze trzeba było dać uchodźcom i uchodźczyniom – to oni mogliby się ewentualnie umawiać, że będą płacić tym rodzinom, u których mieszkają. To nie tylko odebrało sprawczość i uzależniło przyjezdnych od gospodarzy, ale sprzyjało też patologiom. Skala nie była bardzo duża, ale dochodziło do czegoś, co można nazwać handlem ludźmi. Niestety też spotkałam się z tym żądaniem wdzięczności od uchodźców. I to w przypadku dzieci – że to właśnie najmłodsi z Ukrainy są niewdzięczni. Było takie założenie, że dzieci ukraińskie powinny być dozgonnie wdzięczne, bo dostały wyprawki do szkoły i w ogóle zostały przyjęte do szkół. A potem ujawniła się złość tych dzieci, nazywa się je niegrzecznymi. Ktoś się dziwi? Im się zmieniło całe życie, musiały zostawić swoich przyjaciół, wyjechać do innego kraju, rzucić wszystko, pożegnać się z tatą, wujkiem, dziadkiem. A my każemy im cieszyć się z plecaczka? Przecież to jest absurd! Jak można w ogóle tego wymagać? Mam wrażenie, że w niektórych Polakach narosło poczucie niesprawiedliwości. W ostatnich dniach kilka razy usłyszałam hasło: my nie mamy, a im rozdajemy, oni dostają wszystko, a zwykły Polak ledwo wiąże koniec z końcem. Przy takich dużych kryzysach humanitarnych jest kilka faz i muszę powiedzieć, że jako Polska naprawdę przeszliśmy je w pozytywny sposób. Pierwsza faza to jest oczywiście faza szoku, ale zaraz potem zaczyna się tak zwany miesiąc miodowy, euforia. Działamy, pomagamy, organizujemy się, coś robimy i to szybko zaspokaja te pierwsze potrzeby, więc niemal od razu widzimy efekty naszych działań. Przyjeżdża mama z dzieckiem i nie ma wózka? Załatwiamy w kilka godzin. To euforia, że jesteśmy sprawczy, ale im dłużej taki kryzys trwa, tym pojawia się więcej wyzwań, na które już nie ma takiej łatwej i szybkiej odpowiedzi. Pojawiają się problemy z integracją, wątpliwości, bo ludzie z Ukrainy mieli przecież tylko na chwilę przyjechać, a oni już 5. miesiąc tutaj są i nie wiadomo, kiedy wyjadą, żłobki i przedszkola są przepełnione, a jeszcze na tych ludzi idą takie pieniądze… Pojawiają się frustracja i zmęczenie. Nie bez znaczenia jest też kontekst relacji polsko-ukraińskich. Do 24 lutego Ukraińcy byli jedną z bardziej dyskryminowanych grup migranckich. Zaszłości historyczne były podgrzewane po obu stronach, a i Ukraińcy, kształtując swoją nową tożsamość narodową, oprócz kreowania wroga w Rosjanach, podkreślali, że Polacy też nie zawsze byli tacy super, przypominali: „my byliśmy przez wieki chłopami, a oni panami”. A w Polsce wiadomo: Wołyń. Teraz dodatkowo te nastroje podkręcają rosyjskie trolle. Przed wojną nasze wyobrażenie o Ukraińcach lokowało się w panach z budowy, paniach sprzątających czy pracownicach seksualnych – były to takie najmocniejsze obszary stereotypów. A wojna wykreowała nam wspólnego wroga, stereotypy na chwilę schowały się za mgłą. Ale właśnie – tylko schowały. W grupach, które zajmują się tym profesjonalnie, unikamy słowa „pomaganie”. Zastępujemy je słowem „wspieranie”, bo to pokazuje, że w centrum ma być ta osoba, która doświadcza od nas tego wsparcia, ale to ona decyduje, czego chce i potrzebuje, a czego nie Tych wszystkich kontekstów raczej nie wyłapie ktoś bez specjalistycznej wiedzy. Pracując z osobami z doświadczeniem migracyjnym, bardzo zwracamy uwagę na ich stan psychiczny, bo oni też są trochę w pułapce. Naprawdę uchodźcy uważają, że powinni być wdzięczni i się nie dziwią, że Polacy tego oczekują. I nie mówię tylko o osobach z Ukrainy, tylko o wszystkich, którzy są u nas dłużej, więc wiedzą, że Polacy oczekują tej wdzięczności. Ale ci ludzie mają też oczy i uszy. Wiedzą o stereotypach i doświadczają tego, co w Polsce nie działa. Jednak przez oczekiwanie tej wdzięczności wolą nie mówić, co im nie pasuje. Boją się hejtu i posądzenia o to, że nie doceniają tego, co dostają. A zapewniam, że dużo rzeczy w obszarze związanym z integracją czy polityką migracyjną w Polsce nie działa. Wspomniała pani o trollach. Mam wrażenie, że coraz więcej Polaków ulega tej nakręcanej w sieci narracji antyukraińskiej. To się dzieje i będzie się działo. Obecna sytuacja ekonomiczna w Polsce jeszcze to ułatwia. Już się mówi, że „to przez Ukraińców, u nich jest wojna, a u nas wszystko drożeje – prąd, gaz, benzyna” i że „przecież mogliby oddać Putinowi ten kawałek ziemi, wszyscy mielibyśmy spokój, a oni dalej się o to tłuką”. Jest szansa, że w obliczu takich wyzwań uda nam się podtrzymać dobre relacje z Ukrainą i pomóc w asymilacji tych, którzy postanowią zostać w Polsce? W szkołach na pewno czeka nas wielkie pole bitwy. Za kilka tygodni dowiemy się, czy uda się osoby z Ukrainy zintegrować, czy dojdzie do ogromnej dyskryminacji. Niestety obawiam się, że to się nie uda. Po pierwsze dlatego, że nauczyciele zostawiali pozostawieni sami sobie. Na poziomie rządowym nie zrobiono praktycznie nic, wszystko zostało zrzucone na samorządy. A praca w środowisku wielokulturowym jest naprawdę bardzo trudna. I zaczyna się od samego siebie, trzeba z każdej strony obejrzeć drzemiące w nas stereotypy, dowiedzieć się, jak reagujemy na pewne sytuacje, żeby też zacząć zauważać swoje zachowania. A my mamy wkurzone, zagubione dzieci i nauczycieli, którzy nie dostali żadnej pomocy. Za chwilę przyjdzie im pracować z ofiarami traum, które wcale nie garną się do integrowania, mają stany lękowe, depresję, zespół stresu pourazowego. Rokowania nie są dobre. Jak zatem pomagać, żeby nie szkodzić? Jeżeli chce się pomagać, to na początek należy zadać sobie dwa pytania. Najpierw: po co ja chcę to robić? A potem: czy jestem gotowy, żeby rzeczywiście wysłuchać potrzeb drugiej osoby i nie oczekiwać wdzięczności? Wspieranie to gotowość do wysłuchania też tych rzeczy, które wcale mi się nie spodobają. I dodam jeszcze, że pora wyłączyć hierarchizowanie cierpienia i określanie go swoją miarą. Każdy człowiek zasługuje na wsparcie i pomoc. Marta Pietrusińska – doktor nauk społecznych w dziedzinie pedagogiki, socjolożka specjalizująca się w wielokulturowości/międzykulturowości oraz edukacji obywatelskiej. Zajmuje się przede wszystkim zagadnienia związanymi z europejskim islamem w kontekście obywatelskości muzułmanów, migracji, integracji uchodźców i imigrantów na poziomie lokalnym. Od 2008 roku współpracuje z organizacjami pozarządowymi działającymi na rzecz integracji migrantów w Polsce oraz podnoszenia jakości edukacji obywatelskiej (Fundacja Civis Polonus, SINTAR, Fundacja dla Wolności, CIM). Obecnie pracuje, uczy i prowadzi badania na Wydziale Pedagogicznym Uniwersytetu Warszawskiego. Autorka książki „Czy muzułmanin może być dobrym obywatelem? Postawy obywatelskie młodych muzułmanów z Polski, Turcji i Wielkiej Brytanii”. Zobacz także L7NRe.